Rozmawiałam z Antonim, który nie lubi Bohatera. Mnie te depresyjne
teksty opatrzone podobizną ułomnego potworka są zbyt bliskie, aby mogły
odpychać - lubiłam je, zanim dowiedziałam się, kto jest ich autorką, a
co szczególnie istotne, zanim zostały wydane w formie kołonotatnika
sumptem Wydawnictwa Znak. Lubiłam je prawie tak samo, jak lubi się inne
głupotki, w które obfitują internety: dzieła sztuki malowane w Paincie,
gify z grubymi kotami, remiksy sławetnej wypowiedzi Zbigniewa Stonogi.
Tutaj dodatkowym czynnikiem, wpływającym na częstotliwość ofiarowanych
przeze mnie lajków, była więź emocjonalna. Więź między zamkniętą w sobie
studentką polonistyki a brzydkim Bohaterem. Bohaterem na miarę naszych
czasów.
Bohater ma jednak imię i jest nim Krystyna. A może Małgorzata? Czytając Najgorszego człowieka na świecie,
nie potrafię uwierzyć, że mógłby być fikcją. Chyba nawet nie chciałabym
w to wierzyć - zbyt prawdziwa jest treść tej książki, zbyt przerażająca
to historia, zbyt wiele doświadczeń Krystyny/Małgorzaty znam i
rozumiem. Nie ja jedyna, o czym świadczą opinie na temat...tej powieści?
Moment, nie oszukujmy się. Synteza wspomnień i notatek z terapii to
jeszcze nie powieść. To pamiętnik, ni mniej, ni więcej. Świadczy o tym
również język, który jest językiem potocznym, pełnym wulgaryzmów -
czytelnik może się poczuć, jakby to koleżanka opowiadała mu historię
swojego życia. Rozdziały są krótkie, podzielone na różnej długości,
czasem wręcz krótkości, fragmenty. Wiele miejsca zajmuje nie akcja, a
opis uczuć narratorki i głównej bohaterki zarazem. Zrozumcie mnie
dobrze, nie są to zarzuty wobec autorki. Przeciwnie - uważam, że
Małgorzata Halber wykonała kawał dobrej roboty. Otwarcie opowiedziała o
swojej walce z alkoholizmem i narkomanią, a co za tym idzie, depresją.
To niezwykle cenne i za to należą się jej oklaski.
Z czym więc mam problem? Jak zwykle, z ludźmi. W tym przypadku dzielę ich na dwie grupy: tych, którzy dają Najgorszemu...
gwiazdek 10 i tych, którzy skuszą się ledwo na jedną. Tych drugich
tłumaczyć nie trzeba - 352 strony pozbawionych warsztatu literackiego
zwierzeń Krystyny/Małgorzaty to dla nich za dużo. Nie podzielam ich
awersji, ale w pełni rozumiem. Więcej miejsca poświęcę pierwszym.
Ubierają się na czarno, na insta dodają zdjęcia z muzeów poświęconym
sztuce nowoczesnej i przekonują, że książka Halber to trafna diagnoza
postawiona całemu społeczeństwu Zachodu. Płakały podczas lektury i
reblogowały cytaty z niej - dobrze wiedzą, czym jest odczuwana przez
Krystynę/Małgorzatę pustka, w ogóle ją lubią (nie pustkę, a Halberową) i
mogłyby się kumplować, wszak chodzą na koncerty tych samych
alternatywnych zespołów. Historia nałogu hipsterki ze stolicy tak je
fascynuje, że nazywają ją wybitną i głosują na nią w rankingu Książek
Roku 2015 w kategorii literatura piękna na Lubimy Czytać. Powiedzmy
wprost, nie potrafią oddzielić emocji od rozumu - bo ta książka musi
wzruszać, bo ta książka musi boleć, bo ta książka może podnosić na
duchu...Ale nie jest ani literaturą piękną ani nawet dowodem
dziennikarskiego kunsztu autorki. Hej, wy, czy z panem Zdziśkiem spod
sklepu monopolowego również się utożsamiacie? Założę się, że on też jest
nieszczęśliwy i nieraz myślał, aby to wszystko zakończyć, zresztą jego
koledzy co i rusz wieszają się w okolicznym lasku! To jeszcze za mało?
Za mało smutne czy za mało glamour? Dobrze, będę szczera. W moim poście
nie chodzi o Małgorzatę Halber, chodzi o modę na depresję,
romantyzowanie chorób psychicznych i nałogów, kreowanie się na
nieszczęśliwych. Nie lubię przeklinać, może pamiętacie wpis na ten
temat, ale kurwa, po co to robicie? Pocięte łapy nie są glamour i pani
Halber dobrze o tym wie, wasze tumblry, na których zdjęcia żyletek
mieszają się z cytatami z jej książki, wcale nie sprawiłyby jej radości,
no heloł, ona pisze wprost, że chce ostrzec, dać nadzieję, a nie
inspirować. Uwierzcie mi, w szpitalach psychiatrycznych nie przebywają
Angeliny Jolie, tylko stare przegrane panie z odrostami i marną rentą,
nie róbcie sobie tego, nie próbujcie być fajne. A jeśli jesteście
mądrzejsze (nie wiem dlaczego, ale nie spotkałam chłopców-psychofanów
tej "powieści") i z Najgorszego człowieka na świecie czerpiecie
właśnie nadzieję, no to fajnie, pomagajcie sobie, cieszę się waszym
szczęściem, ale heloł, spisanie nabytych podczas terapii lekcji nie
czyni literatury! I to chyba tyle, tyle z mojej strony, bo ta paplanina przestaje mieć sens. Sens miała wielki w rozmowie mojej z Antonim, on dostrzega to, co dostrzegam i ja, choć pretensje większe niż do formy tej książki ma do tych głupiutkich alternatywnych dziewuszek, które jeszcze nie zdają sobie sprawy z tego, jaka tragedia spotkała ludzi takich jak Małgorzata Halber, ale już wiedzą, że chcą iść tą drogą - przynajmniej na pokaz, ich instagram tym żyje. Hej, zdajecie sobie sprawę, że upiększając chorobę, umniejszacie cierpienie chorych? Mam nadzieję, że gdy rzeczywiście zaczniecie potrzebować pomocy, dostaniecie ją. Pomoc, pomoc i współczucie. Może nawet przytulenie, o nie zresztą prosi Krystyna/Małgorzata. Nie zdziwcie się jednak, gdy zamiast tego otrzymacie tylko lajki. Lajki pod listem pożegnalnym.