m e d y t a c j e

niedziela, 12 czerwca 2016

To nie recenzja, to kilka szczerych słów. "Najgorszy człowiek na świecie" Małgorzaty Halber

    Rozmawiałam z Antonim, który nie lubi Bohatera. Mnie te depresyjne teksty opatrzone podobizną ułomnego potworka są zbyt bliskie, aby mogły odpychać - lubiłam je, zanim dowiedziałam się, kto jest ich autorką, a co szczególnie istotne, zanim zostały wydane w formie kołonotatnika sumptem Wydawnictwa Znak. Lubiłam je prawie tak samo, jak lubi się inne głupotki, w które obfitują internety: dzieła sztuki malowane w Paincie, gify z grubymi kotami, remiksy sławetnej wypowiedzi Zbigniewa Stonogi. Tutaj dodatkowym czynnikiem, wpływającym na częstotliwość ofiarowanych przeze mnie lajków, była więź emocjonalna. Więź między zamkniętą w sobie studentką polonistyki a brzydkim Bohaterem. Bohaterem na miarę naszych czasów.


   Bohater ma jednak imię i jest nim Krystyna. A może Małgorzata? Czytając Najgorszego człowieka na świecie, nie potrafię uwierzyć, że mógłby być fikcją. Chyba nawet nie chciałabym w to wierzyć - zbyt prawdziwa jest treść tej książki, zbyt przerażająca to historia, zbyt wiele doświadczeń Krystyny/Małgorzaty znam i rozumiem. Nie ja jedyna, o czym świadczą opinie na temat...tej powieści? Moment, nie oszukujmy się. Synteza wspomnień i notatek z terapii to jeszcze nie powieść. To pamiętnik, ni mniej, ni więcej. Świadczy o tym również język, który jest językiem potocznym, pełnym wulgaryzmów - czytelnik może się poczuć, jakby to koleżanka opowiadała mu historię swojego życia. Rozdziały są krótkie, podzielone na różnej długości, czasem wręcz krótkości, fragmenty. Wiele miejsca zajmuje nie akcja, a opis uczuć narratorki i głównej bohaterki zarazem. Zrozumcie mnie dobrze, nie są to zarzuty wobec autorki. Przeciwnie - uważam, że Małgorzata Halber wykonała kawał dobrej roboty. Otwarcie opowiedziała o swojej walce z alkoholizmem i narkomanią, a co za tym idzie, depresją. To niezwykle cenne i za to należą się jej oklaski. 
   Z czym więc mam problem? Jak zwykle, z ludźmi. W tym przypadku dzielę ich na dwie grupy: tych, którzy dają Najgorszemu... gwiazdek 10 i tych, którzy skuszą się ledwo na jedną. Tych drugich tłumaczyć nie trzeba - 352 strony pozbawionych warsztatu literackiego zwierzeń Krystyny/Małgorzaty to dla nich za dużo. Nie podzielam ich awersji, ale w pełni rozumiem. Więcej miejsca poświęcę pierwszym. 
   Ubierają się na czarno, na insta dodają zdjęcia z muzeów poświęconym sztuce nowoczesnej i przekonują, że książka Halber to trafna diagnoza postawiona całemu społeczeństwu Zachodu. Płakały podczas lektury i reblogowały cytaty z niej - dobrze wiedzą, czym jest odczuwana przez Krystynę/Małgorzatę pustka, w ogóle ją lubią (nie pustkę, a Halberową) i mogłyby się kumplować, wszak chodzą na koncerty tych samych alternatywnych zespołów. Historia nałogu hipsterki ze stolicy tak je fascynuje, że nazywają ją wybitną i głosują na nią w rankingu Książek Roku 2015 w kategorii literatura piękna na Lubimy Czytać. Powiedzmy wprost, nie potrafią oddzielić emocji od rozumu - bo ta książka musi wzruszać, bo ta książka musi boleć, bo ta książka może podnosić na duchu...Ale nie jest ani literaturą piękną ani nawet dowodem dziennikarskiego kunsztu autorki. Hej, wy, czy z panem Zdziśkiem spod sklepu monopolowego również się utożsamiacie? Założę się, że on też jest nieszczęśliwy i nieraz myślał, aby to wszystko zakończyć, zresztą jego koledzy co i rusz wieszają się w okolicznym lasku! To jeszcze za mało? Za mało smutne czy za mało glamour? Dobrze, będę szczera. W moim poście nie chodzi o Małgorzatę Halber, chodzi o modę na depresję, romantyzowanie chorób psychicznych i nałogów, kreowanie się na nieszczęśliwych. Nie lubię przeklinać, może pamiętacie wpis na ten temat, ale kurwa, po co to robicie? Pocięte łapy nie są glamour i pani Halber dobrze o tym wie, wasze tumblry, na których zdjęcia żyletek mieszają się z cytatami z jej książki, wcale nie sprawiłyby jej radości, no heloł, ona pisze wprost, że chce ostrzec, dać nadzieję, a nie inspirować. Uwierzcie mi, w szpitalach psychiatrycznych nie przebywają Angeliny Jolie, tylko stare przegrane panie z odrostami i marną rentą, nie róbcie sobie tego, nie próbujcie być fajne. A jeśli jesteście mądrzejsze (nie wiem dlaczego, ale nie spotkałam chłopców-psychofanów tej "powieści") i z Najgorszego człowieka na świecie czerpiecie właśnie nadzieję, no to fajnie, pomagajcie sobie, cieszę się waszym szczęściem, ale heloł, spisanie nabytych podczas terapii lekcji nie czyni literatury! I to chyba tyle, tyle z mojej strony, bo ta paplanina przestaje mieć sens. Sens miała wielki w rozmowie mojej z Antonim, on dostrzega to, co dostrzegam i ja, choć pretensje większe niż do formy tej książki ma do tych głupiutkich alternatywnych dziewuszek, które jeszcze nie zdają sobie sprawy z tego, jaka tragedia spotkała ludzi takich jak Małgorzata Halber, ale już wiedzą, że chcą iść tą drogą - przynajmniej na pokaz, ich instagram tym żyje. Hej, zdajecie sobie sprawę, że upiększając chorobę, umniejszacie cierpienie chorych? Mam nadzieję, że gdy rzeczywiście zaczniecie potrzebować pomocy, dostaniecie ją. Pomoc, pomoc i współczucie. Może nawet przytulenie, o nie zresztą prosi Krystyna/Małgorzata. Nie zdziwcie się jednak, gdy zamiast tego otrzymacie tylko lajki. Lajki pod listem pożegnalnym.