czwartek, 18 lutego 2016

Sex, drugs & Czechosłowacja. O książce Jana Pelca pt. "...będzie gorzej"

   Gdy makówki rozkwitały, wszystkie ćpuny się śmiały i wołały: wiktoria! Tak brzmi hymn grupy przyjaciół, którzy spotykają się w pubie U Boučków. Różnie ich można nazywać - hipisami, buntownikami, idealistami, ale także alkoholikami, kryminalistami i pasożytami. To zależy od punktu patrzenia. Inny będzie milicjanta, inny zaś nastoletniego rebelianta, który marzy tylko o wyrwaniu się spod opiekuńczych skrzydeł starego (jareckiego) i ułożeniu sobie życia wzorem najgorszych koszmarów swoich rodziców. Właśnie w takim momencie poznajemy głównego bohatera książki Jana Pelca pod tytułem ...będzie gorzej. Olin ma siedemnaście lat i wpieprza go ojciec. Chociaż kiedyś dobrze radził sobie z nauką, teraz wzgardził samą ideą edukacji, a myśl o mieszczańskim życiu przepełnionym konformizmem i codzienną harówką wypełnia go obrzydzeniem. Postanawia więc szukać szczęścia gdzieś indziej niż w szkole i przyszkolnym zakładzie pracy. To właśnie o potyczkach z jarym opowiada pierwsza część obszernej powieści czechosłowackiego autora. Są jeszcze dwie i żadnych innych rozdziałów, podrozdziałów czy ustępów. Ponad sześćset stronicowa opowieść nie dzieli się na paragrafy. Na szczęście dla czytelników, którzy czasem chcieliby odłożyć lekturę na bok, w książce występują akapity. Ale nie martwcie się tym na zapas, trudno się oderwać.


   ...będzie gorzej nie jest pozycją przyjemną. Jest obrazoburcza tak, jak obrazoburczy może być stosunek brata z siostrą i obrzydliwa tak, jak obrzydliwa może być zepsuta kaszanka znaleziona w śmietniku, a następnie zjedzona pomimo wymiocin podchodzących do gardła. Języka powieści nie można bynajmniej nazwać literackim. Jest potoczny i wulgarny, lecz co ważne - dopasowany do opisywanych sytuacji. Niezwykle łatwo byłoby napisać grafomańską książkę pełną kurew i pierdolenia, wiemy o tym, bo mimowolnie śledzimy listy bestsellerów, ale dzieła Pelca nie możemy stawiać obok nich. Jest takie, jakim być powinno. Tłumacz, Jan Stachowski, niewątpliwie ma w tym wielką zasługę.
   Jan Pelc daje nam jednak coś więcej niż didaskalia do filmu pornograficznego i przepisu na tanią banię. Jeden z jego bohaterów mówi: Żeby człowiek był silny, nie może mieć nic materialnego, na czym by mu zależało. Jak masz coś takiego, to jest to twój słaby punkt i jesteś gotów do ustępstw. A kiedy masz tylko samego siebie, własne marzenia, wtedy nie złamie cię żaden gliniarz, pudło ani jary, kapujesz? Zapamiętaj. I drugie hasło: będzie gorzej. Powtarzaj to sobie zawsze, jak będziesz w kanale. Wbrew pozorom to piękne porady, które warto rozważyć, nawet jeśli nie gościmy na listach gończych z powodu pobicia milicjanta i społecznego pasożytnictwa. Przecież one są pełne stoickiej mądrości! Nie należy marnować energii, poucza nas Josef, na coś, co i tak wkrótce przeminie. Takimi rzeczami są dobra doczesne czy przeżywany akurat kryzys. Nie warto! Przypomina mi się tutaj wiersz Stanisława Barańczaka, który niedawno został umieszczony jako mural na jednej z poznańskich kamienic:
Jeżeli porcelana to wyłącznie taka
Której nie żal pod butem tragarza lub gąsienicą czołgu,
Jeżeli fotel, to niezbyt wygodny, tak aby
Nie było przykro podnieść się i odejść;
Jeżeli odzież, to tyle, ile można unieść w walizce,
Jeżeli książki, to te, które można unieść w pamięci,
Jeżeli plany, to takie, by można o nich zapomnieć
gdy nadejdzie czas następnej przeprowadzki
na inną ulicę, kontynent, etap dziejowy
lub świat

Kto ci powiedział, że wolno się przyzwyczajać?
Kto ci powiedział, że cokolwiek jest na zawsze?
Czy nikt ci nie powiedział, że nie będziesz nigdy
w świecie
czuł się jak u siebie w domu?
   Bohaterowie ...będzie gorzej nie są naiwni. Nie zadamawiają się w świecie, w którym nasza obecność jest tylko fantasmagorią. Zawsze są gotowi odejść od karczemnego stołu i wsiąść do pociągu o nieznanym kierunku. Utwór Barańczaka odnosi się do wojny - gdy na horyzoncie wróg, próżno martwić się o dobytek. Olin i jego druhowie są w nieco innej sytuacji. Nie biją się o niepodległość Czechosłowacji, lecz adwersarzy traktują równie bezlitośnie. Zwłaszcza, gdy ci trudzą się donosicielstwem - takich może spotkać tylko jeden los. 
   Na przestrzeni powieści obserwujemy dorastanie Olina - na naszych oczach z siedemnastoletniego buntownika przekształca się on w około dwudziestopięcioletniego emigranta -, lecz czy można mówić o dojrzewaniu? Jestem pewna, że wiele osób zgodnie by zaprzeczyło. Dojrzałością jest przecież chodzenie do pracy, zarabianie pieniędzy i wychowywanie dzieci, prawda? Jakiekolwiek przejawy braku odpowiedzialności natychmiastowo wykluczają człowieka z poczetu ułożonych i godnych zaufania. A co jeśli w byciu dojrzałym chodzi o coś zupełnie innego? 
   Główny bohater książki, podobnie jak jego przyjaciele, zmaga się z wieloma przeciwnościami losu. Trudniej jednak jest mu poradzić sobie z brakiem odpowiedzi na pytanie o sens życia i naturę wolności, aniżeli z brakiem źródła stałych przychodów czy dachu nad głową. Poszukiwanie wolności jest oczywiście stałym elementem w życiorysach wszystkich długowłosych idealistów, nawet jeśli nie żyli oni tak jak Olin w czasach radzieckiego komunizmu, jednak - niezależnie od ustroju - nie każdy z nich potrafił poświęcić mu całe swoje życie. Bez względu na cenę, higienę osobistą i obrzęki na nogach.
   Trzeba otwartej głowy, aby czytać tę książkę. Spoglądanie na jej bohaterów oczami małomiasteczkowej, pruderyjnej panienki na pewno nie przyniesie niczego dobrego. Ani autorowi, którego nie docenimy, ani nam, bo z lektury wyciągniemy jedynie opisy alkoholowych burd. A przecież chodzi o coś więcej. O niezgodę wobec narzuconych schematów, niechęć do powtarzania losu naszych nieszczęśliwych, zapracowanych rodziców i gonienie za chwilami pełnymi radości i harmonii. Być może autodestrukcja nie jest najlepszą drogą do walki ze starym porządkiem, lecz przecież tak łatwo zbłądzić, a oni odważyli się spróbować. Nie wszystkich na to stać i choćby dlatego spójrzmy inaczej na pijanych panów sypiających w parkach. Bo pewnie to oni ostatnio widzieli wschód słońca. Nie my - zawsze gdzieś spieszący, zawsze zmęczeni, równie co oni pogubieni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz