środa, 2 marca 2016

Wszystko, aby stąd uciec. O książce Jana Balabána pt. "Którędy szedł anioł"

   Według tradycji judeochrześcijańskiej anioły są istotami bezcielesnymi. Sztuka jednak rządzi się swoimi prawami - każdy z nas dobrze zna rozkoszne oblicza pulchnych, barokowych cherubinków. Twórcy innych epok i stylów również mieli swoje wizje na temat Bożych posłańców. Różniły się one między sobą, lecz jeden element był nieodłączny - okazałe skrzydła, anielska duma.
   A co jeśli nieco to cudo przybrudzić?
   
   W 2015 roku Wydawnictwo Afera jako pierwsze w Polsce wypuściło na rynek powieść pod tytułem Którędy szedł anioł. Jej autorem jest czeski prozaik, publicysta i tłumacz, Jan Balabán, który w 2010 roku zmarł w Ostrawie. Górniczym mieście, w którym rozgrywa się akcja książki. Miejsce to w pewien sposób stygmatyzuje zamieszkujących go ludzi; wywiera na nich piętno; charakteryzuje i określa. Szare blokowiska z wielkiej płyty chyba nigdy nie są przestrzenią neutralną. To tutaj chłopcy z utworu Myslovitz wychodzą na ulicę i udają, że mogą pójść na spacer. W rzeczywistości to nie prawda. Żółto-czarne pręgi przestrzegały ich przed czyhającym z każdej strony niebezpieczeństwem, mówiły: Nie ryzykuj, nie uda ci się, nie uciekniesz. Jesteś skazany. Na młodość w czasach pokracznego pseudosocjalizmu, na starość w czasach nieudolnego kapitalizmu. Wieczność na planecie Ziemia, sędzia jest nieubłagany. Nie zmieni wyroku. Możesz tylko żyć, niespiesznie iść do przodu, Nowa Huta, łóżko, czasem spacer na pobliską hałdę. A wszystko to w ciszy obserwuje Anioł. Nie wyróżnia się. Jeśli ma skrzydła, to są one osmalone dymem. Jego oczy błyszczą otoczone czarną obwódką węgla. Nie może ci pomóc.


   Podobny pomysł został wykorzystany nieco wcześniej przez Polaka, Krzysztofa Kieślowskiego. Bohaterowie serii filmów pod tytułem Dekalog to sąsiedzi z jednego bloku bądź też osiedla. Ich losy nie łączą się bezpośrednio, a jedynie nieśmiało przeplatają ze sobą. Mijają się w windzie, próbują złapać taksówkę czy też plotkują na temat swoich zwykłych, szarych egzystencji w szarej epoce Polski Ludowej. Jest jednak coś jeszcze. Milczący świadek o smutnym spojrzeniu, pojawiający się w momencie grzechu. Mowa oczywiście o granej przez Artura Barcisia postaci młodego mężczyzny o wielu profesjach. Nie wiemy, kim on jest i jakie ma znaczenie, jednak domyślamy się, że nie pochodzi on z tego świata. Anioł? Stróż, który z jakiegoś powodu utracił możliwość chronienia swoich podopiecznych? Któremu pozostało już tylko obserwować? A może łącznik między wymiarami, między światem cieni a światem idei? Ucieleśnienie cnót, o których zapomnieli inni bohaterzy? Sam reżyser tego nie wiedział, a jeśli było inaczej, to nas oszukiwał. 
   W książce Balabána żadna metafizyczna istota nie ujawnia nam się wprost. Właściwie jedyna sugestia istnienia takowej zawiera się w tytule powieści. Wręcz słyszymy wołanie: Czytelniku, przejdź moimi śladami! Pokażę ci moją dumę i troskę, moich biednych, nieszczęśliwych ludzi. Króciutkie rozdziały, przypominające raczej kadry z filmu, doskonale pasują do tej koncepcji. Anioł zabrał nas pod swoje skrzydła, trochę przybrudził ubrania, ale w zamian mogliśmy zajrzeć przez okna Martina Vrány i innych mieszkańców Ostrawy. Czy uda im się kiedyś polubić to miejsce?
   Chociaż pióro autora jest niezwykle lekkie, to bijąca z tej pozycji melancholia przygniata odbiorcę. Nie jest to książka o Czechach Hrabala - śmiejących się bestiach. W ogóle poetyka obydwu pisarzy jest zupełnie różna. Wiecie jednak, co jest dokładnie takie same? Dni naszego życia. Tak, Twojego też. Jeśli tylko, tak jak ja i Martin, jesteś dzieckiem Europy Środkowej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz